Najpierw tir za tirem, poprzetykane osobówkami, niedzielny
poranek na autostradzie. W tym tłoku nie mogę sobie znaleźć miejsca. Co
chwilę wyprzedza mnie wypełniony arbajterami rozchybotany busik, lecący na
granicy sterowności, jak się rozwali wszyscy zginą. Naprzemiennie z busikami
przelatują suvy, wielkością dorównują busikom. Za wszelką cenę próbują
wyprzedzić wszystkich najlepiej na raz, a mnie osobiście zassać w próżnię która
po nich zostaje. Kierowcy ledwo wystają z nad kierownicy, czy oni cokolwiek
widzą, chyba tylko tiry. Tak sobie jadę i w duchu narzekam na tych wszystkich
jełopów, marudzę i wyrzekam, bo przecież ja wiem najlepiej, żałosne. Za węzłem
w Krzyżowej trochę się rozluźniło, mniej tego wszystkiego, to i w głowie
spokojniej się robi. Po drodze jeszcze mały kocioł, mocne hamowanie, nerwowe
spojrzenia w lusterka, czy ci za mną też to widzą, a może kierowca tira właśnie
się nie goli. Autostradą podąża na zachód kolumna wojsk zaprzyjaźnionych, z
prędkością dla takiej kolumny właściwą, w żaden sposób nieoznakowane jankeskie
pały.
Zjechałem w Godzieszowie, z wielką ulgą, prosto na leśny
parking ze sklepem. Kupiłem puszkę coli, i następcę drożdżówki, zaległem na
trawniku obok sklepu. Na tej trawie obok sklepu, w tych moich motocyklowych
łachach, wglądałem trochę jak żul. Kurtka dość mocno zużyta, chyba powinienem
ją zmienić, kupić jakąś jasną turystyczną, by nie straszyć wyglądem. Choć w
jasnym wdzianku, białym kasku i na białym motocyklu będę wyglądał jak
szturmowiec ze starłorsów. Motocykl też powinienem umyć, błoto na nim jeszcze z
przed czterech tygodni. Tył cały olejem zafajdany przez fajansiarską smarownicę
łańcucha znanego dolnośląskiego producenta, która mimo że wyłączona, to i tak
leje. Powinienem ją zdemontować i wywalić, ale czekam aż cały olej z niej
wyleci i problem sam się rozwiąże. Leżąc sobie, oddałem ziemi wibracje z moich
rąk, dziwne drętwienie i drżenie. Jakaś ta kierownica w Suzuki nie taka, niedobry
zakres drgań na ręce przenosi, w Hondzie tak nie miałem.
Czas w dalszą drogę, wypłynąłem na spokojniejsze wody drogi
94 i to było dobre. W planach miałem ogólny zachwyt łużycką architekturą z
drewna, kamienia, cegły i jak zwykle kilka jakiś pałaców w ruinie, albo i nie. Ta część Polski
ma to do siebie, że w każdej wsi, można znaleźć co najmniej kilka obiektów
godnych zainteresowania. Niestety, ograniczenia czasowe moich wypadów, zmuszają
mnie tylko do pobieżnego zwiedzania, tak naprawdę do ślizgania się po wierzchu
tematu.
No comments:
Post a Comment